Tak bardzo chciałbyś, żeby w końcu coś się zmieniło, żeby było lepiej, czekasz na szczęście, chciałbyś zmienić swoje życie. A może myślisz sobie: niech nic się nie zmienia, żeby tylko nie było gorzej, jest jak jest, jakoś przetrwam, w sumie to nie jest tak źle. A może chciałbyś ale się boisz ?
Zmiany czyli stawanie się kogoś albo czegoś innym niż dotychczas, zastępowanie czegoś czymś. Kiedy o nich myślimy powstają w nas różne emocje: zaciekawienie, ekscytacja, radość ale też niepokój, lęk, smutek. Zmiany wróżą, że będzie inaczej. Inaczej czyli jak ? Lepiej czy gorzej? Więc w pewnym momencie dochodzimy do wniosku, że może lepiej nie warto ryzykować.
Skąd się bierze w nas opór przed dokonywaniem zmian.
Przyczyna leży w naszej neurobiologii i jest uwarunkowana ewolucyjnie. Głównym winowajcą jest zlokalizowane w naszym mózgu ciało migdałowate. Jest to niewielka struktura mózgu kształtem przypominająca migdał. Odpowiada ono za pamięć emocjonalną i bierze udział w rozpoznawaniu stresora i przypisywaniu mu znaczenia emocjonalnego. Ludziom pierwotnym pomagało ono dostosowywać się do otoczenia gwarantując większe szanse na przeżycie. W przypadku zmian w otoczeniu prowokowało człowieka do czujności i adekwatnej reakcji: walki lub ucieczki. Zmiany wróżyły zagrożenie, ciało migdałowate było więc strażnikiem utrzymania bezpieczeństwa. Obecnie ten sam element naszego mózgu jest strażnikiem bezpiecznej strefy komfortu.
Co to jest strefa komfortu
Jest to stan jaki odczuwamy kiedy myślimy i działamy w typowy dla nas sposób, w granicach, które są dla nas znane i akceptowalne. Podczas podejmowania decyzji i działań czujemy się bezpiecznie i pewnie. Kroki które podejmujemy są powtarzalne, nawykowe, oczywiste i naturalne a rezultaty przewidywalne. Brzmi to tak bardzo bezpiecznie, dlaczego więc mamy to zmieniać, po co wychodzić ze strefy komfortu ?
Skutki pozostawania w strefie komfortu
Kiedy robimy tylko to, co znane i bezpiecznie przewidywalne zaczynamy negować to, co nowe. Nowe staje się złe, dewaluujemy je po to, żeby nie stało się dla nas atrakcyjne. Nie widzimy i nie rozważamy innych możliwości. Często nie dlatego, że nie mamy wiedzy i przygotowania, by robić coś inaczej, by sięgać po coś więcej, ale dlatego, że musielibyśmy wejść na nieznany nam teren. Aby nie opuszczać bezpiecznego obszaru, nie widzimy, że pojawiają się nuda, apatia, stagnacja, wypalenie. Dyskomfort pojawiający się w sytuacji stagnacji jest mniej dokuczliwy i zauważalny niż dyskomfort towarzyszący podejmowaniu wyzwań. Lepszy stary wróg niż nowy, bo starego przynajmniej dokładnie znam. Zapominamy, że nowe wyzwania przynoszą satysfakcję. Zbyt długo pozostając w strefie komfortu przestajemy korzystać z własnego potencjału i rozwijać go. Przestajemy marzyć i stawiać sobie cele. Zadowala nas to co już mamy. „Lepszy wróbel w garści…” Można powiedzieć, że strefa komfortu jest wrogiem rozwoju. Jak więc oszukać ciało migdałowate i przejść na wyższy poziom zarządzania sobą ?
Małe kroki
Małe kroki albo skok na głęboką wodę. Załóżmy, że postanawiasz zrezygnować ze słodzenia herbaty. Do tej pory wrzucałeś do filiżanki pięć kostek. Co się stanie kiedy rzucisz się na głęboką wodę i przestaniesz słodzić w ogóle, jak zareaguje twój organizm, będzie zadowolony ? A jeśli metodą małych kroków przez następny tydzień posłodzisz herbatę czterema kostkami, a potem zredukujesz ilość cukru do trzech, dwóch, jednej? Która zmiana na szanse się udać? Jak zareagujesz kiedy ktoś komu ufasz powie, że musisz całkowicie zmienić swoje życie? Pomyślisz ale jak to, to nie możliwe, nie dam rady, to się nie uda. A czy tak samo zareagujesz kiedy ktoś poprosi cię, żebyś tylko raz w tygodniu zapisał sobie jedną rzecz którą mógłbyś w życiu zmienić. Czy obudzisz tym ciało migdałowate? Co się stanie kiedy chcąc nauczyć się pływać skoczysz na głębokość trzech metrów, a co jeśli stopniowo zanurzysz się w basenie, pozostając na bezpiecznej dla ciebie głębokości tak długo aż nie nabierzesz ochoty i odwagi na więcej. Małe kroki niejako oszukują nasze ciało migdałowate. Małe kroki to wprowadzanie minimalnych zmian, które są niezauważalne dla niego, gdyż nie zwiastują rewolucji. Przy małych krokach ciało migdałowate się nie budzi i nie bije na alarm. A my w tym czasie, kroczek za kroczkiem ruszamy do przodu, spokojnie i bezpiecznie zbliżamy się do osiągnięcia nowego celu. Często pierwszym małym krokiem jest zmiana sposobu myślenia o czymś, zmiana nastawienia, dopuszczenie do świadomości, że to jest możliwe i że tego właśnie chcę.
Zmiany
Jeśli więc marzysz o tym ,żeby mieć pracę, która sprawi, że wychodząc z niej będziesz wciąż się uśmiechać, jeśli chcesz w końcu spotkać miłość swojego życia, jeśli chcesz być wolny, niezależny finansowo, jeśli chcesz schudnąć, jeść zdrowo, wyprowadzić się, wprowadzić się, zacząć z kimś , skończyć z czymś …odważnie ustal cel a potem podziel go na mniejsze etapy i zrób pierwszy mały, choćby najmniejszy krok, zrób cokolwiek. Pamiętam jedną ze swoich wycieczek rowerowych, kiedy to po długiej w miarę prostej drodze dotarłam do miejsca, w którym teren gwałtownie unosił się w górę. Stanęłam, spojrzałam na „szczyt” i pomyślałam O Boże, nie dam rady, to mnie przerasta, nie będę się męczyć! I już chciałam zsiąść i poprowadzić rower, bo z reguły tak robiłam, bo tak łatwiej, ale podjęłam decyzje, że może podjadę chociaż kawałeczek a jak będzie ciężko to zsiądę. Wybrałam kamyk, który wystawał po prawej stronie i pomyślałam : tylko do niego.. Ruszyłam mozolnie, mając wciąż kamyk przed sobą, był tak blisko ,że nie mogłam nie dać rady. Skoro dojechałam do pierwszego, podjadę do następnego a co tam. I tak trochę z głową w dół, skupiając się na kolejnych wyznaczonych przez siebie odcinkach, nie wiem kiedy dotarłam do „szczytu”, który początkowo wydawał się bardzo odległy. Satysfakcja jaką miałam pokonując tę górę pamiętam do dzisiaj. Jeśli cele o których marzysz wydają ci się zbyt odległe, podziel swoją drogę do ich osiągnięcia na mniejsze odcinki. Ważne, żebyś się nie poddawał i w swoim tempie, dzień po dniu wprowadzał malutkie zmiany. A one odpłacą ci się satysfakcją, spełnieniem, rozwojem.
Zmiany są wpisane w nasze życie, niektóre są wielkie inne malutkie, niektóre ewolucyjne, inne rewolucyjne, na niektóre się zgadzamy, do niektórych jesteśmy zmuszani. Są też takie, które spadają na nas jak grom z jasnego nieba oraz takie do których pomału dojrzewamy. Od nas zależy jak je potraktujemy. Pamiętaj, że masz do wyboru kilka sposobów działania. Możesz poddać się obawom i stworzyć barierę, przez którą trudno będzie się przebić. Możesz wybrać małe kroki lub zdecydowane działanie, które często określa się „skokiem na głęboką wodę”. Możesz oswoić obawy i przygotować się do zmian. Możesz też snuć plany, marzyć i ciągle z utęsknieniem czekać na to,, że coś się zmieni. I liczyć na to, że sytuacja, inni ludzie czy bodziec z otoczenia wyrzucą cię poza twoją strefę komfortu. Chcesz tak?
Czas więc na rozwój i pozytywne zmiany !
Ela Krzyżaniak
Witam ponownie Pani Elu.
Jak zawsze z wielką ochotą przeczytałam wpis i odruchowo na początku tygodnia szukam kolejnego ciekawego artykułu na Pani blogu.
Ze swojego doswiadczenia mogę powiedzieć,a przerabialam i „skoki na głęboką wodę ” i „małe kroczki” ,że ta druga metoda jest zdecydowanie lepsza. Robiąc cokolwiek i wyznaczając sobie małe cele, mamy więcej czasu na oswojenie się z nowym wyzwaniem bez względu na to czy dotyczy to zmian w życiu prywatnym czy zawodowym.
Gdy pokonamy pierwszy wyznaczony cel mamy motywację do drugiego,trzeciego itd…..w końcu zaczynamy widzieć bardzo wyraźnie metę wyznaczonego zadania i juz nie ma strachu przed zmianą która następuje, a tak naprawdę nastąpiła juz po wykonaniu pierszego kroku,tylko wtedy nie mamy jeszcze tej świadomości ,że tak naprawdę kolejne kroki są coraz szybsze a osiągnięcie zaplanowanego celu tuż, tuż.
Rzucając się na głęboką wodę bardzo często tracimy w pewnym momencie grunt i albo stoimy w miejscu ,albo się cofamy,albo żeby iść na przód trzeba być odpornym na przeciwnisci,których będzie dużo więcej,ponieważ ów skok na głęboką wodę niewątpliwie nie daje nam tyle czasu na zaplanowanie tego wszystkiego co wiąże się ze zmianą ,co metoda małych kroczkow.Wtedy właśnie zazwyczaj odpuszczamy, wpadamy w panikę,toniemy w tej głębokiej wodzie.
Rzecz jasna przy odpowiednim uporze i konsekwencji w działaniu wyplyniemy na powierzchnię, ale metę wyznaczonego celu okupimy niepotrzebnymi nerwami.
To metoda dla tych którzy nie wpadają w panikę kiedy trzeba zrobić dwa kroki w tył,dla tych którzy sie nie przerażą jeżeli zdarzy się ,że pod wodą będą musieli zostać dłużej niż planowali.
Jak juz wspomniałam znane są mi dobrze obie metody i tak jak Pani jestem za tym,żeby wyznaczyć sobie cel i dążyć do niego codziennie powoli,wtedy łatwiej nad wszystkim zapanować.
Jedno jest pewne i tego nauczyła mnie Pani ,za co jestem bardzo wdzięczna.
Bez względu na to jaka metodę wybierzemy aby osiagnac zmianę,kolejny punkt który sobie wyznaczylismy, należy zrobić wszystko żeby dokończyć to co się zaczęło,bo tylko w ten sposób możemy przejść do kolejnego zadania,kolejnej zmiany.
Niedokończone zadanie będzie zniechecalo nas do podejmowania kolejnych wyzwań.
P.s Pani Elu trzymam kciuki za te małe kroczki do wielkiej zmiany😉