„ Ale ze mnie grafomanka. Co ja robię, przecież takich blogów są tysiące! O tym wszystkim już kiedyś ktoś napisał. I na pewno zrobił to lepiej ! A jak się ośmieszę? Chyba dałam się za bardzo ponieść fantazji na temat własnych możliwości. Przecież prawdopodobnie to nikogo nie zainteresuje… i tak dalej i tak dalej”

Mnie też dopadają takie myśli i jak dobrze łączą się z tematem, który poruszam. Myśli krytyczne dotyczące mnie samej i moich działań. Na szczęcie nie trwają zbyt długo i nie są natrętnie. Bo inaczej nie byłoby mnie tu, nie pisałabym dla Was o tym wszystkim czym chce się podzielić z psychologicznego punktu widzenia.

Jak więc sobie z nimi radzę? Gdy się pojawiają, zauważam je, przyglądam się i pytam po co do mnie przyszłyście? Co dobrego mi chcecie dać ? A potem pozwalam im pójść dalej. Jeśli nie motywują do działania, nie kupuję ich, nie biorę i nie wdrażam. Myśli autokrytyczne, podcinające skrzydła. Myśli które sprowadzają na ziemię.

Znam i lubię pewną przypowieść o orlim jaju. Opowiadam ją często przy okazji spotkań, których celem jest motywowanie moich klientów oraz wzmacnianie ich wiary w samego siebie. A było to tak:

Wysoko w górach, na skalnej półce pewien człowiek znalazł jajo orła. Zabrał je z sobą do wioski i włożył do kurzego gniazda w swojej  zagrodzie. Po jakimś czasie z jaja wykluło się pisklę. Młody ptak wyrastał ze stadem kurcząt. Przez całe swoje życie zachowywał się jak kury, myśląc, że jest podwórkowym kogutem. Drapał w ziemi szukając robaków, piał i gdakał. Potrafił nawet trzepotać skrzydłami i fruwać kilka metrów w powietrzu… bo przecież tak własne fruwają koguty.
Minęły lata i pewnego dnia zauważył wysoko nad sobą, na czystym niebie wspaniałego ptaka. Płynął elegancko i majestatycznie wśród prądów powietrza, ledwo poruszając złocistymi skrzydłami. Orzeł patrzył w górę oszołomiony.
– Co to jest? – zapytał kurę stojącą obok.
– To jest orzeł, król ptaków – odrzekła kura. – Ale nie myśl o tym. Ty i ja jesteśmy inni niż on. Już prawie chciał pokornie podreptać do kurnika, żeby zająć swoje miejsce na grzędzie, jednak coś nie dawało mu spokoju. Popatrzył odważnie jeszcze raz w górę i w tym momencie odważył się spróbować, na chwilę zapomniał o wszystkich tym kurnikowych opiniach. Rozpostarł skrzydła i…. poleciał, wysoko, tam gdzie chciał.

A jak ta historia skończyłaby się gdyby dalej wierzył, że jest kogutem w zagrodzie ? Co tak naprawdę nie pozwala rozwinąć nam skrzydeł, co powoduje, że rezygnujemy, uciekamy, nie wyciągamy ręki do odpowiedzi. Co powoduje, że tkwimy cały czas w tym samym miejscu i zazdrościmy wszystkim tym którzy idą dalej. Co jest powodem naszego złego samopoczucia, poczucia niskiej wartości, piętrzących się ograniczeń? Przyjrzyjmy się temu dokładniej.

Skąd się bierze wewnętrzny krytyk ? Krytyczne głosy w naszej głowie inaczej dialogi wewnętrzne, to tak naprawdę dialogi, głosy, opinie ludzi ważnych dla nas, których zdanie na dany temat kiedyś usłyszeliśmy. To głosy naszych rodziców, dziadków, nauczycieli, osób ważnych, bliskich, istotnych w naszym życiu. To lustra, w których się przeglądamy. Lustra w których nasze odbicie zależne jest od wielkości, jakości tafli lustra, ewentualnych rys, dostępu światła, jego położenia a także oprawy. Możemy przeglądać się w wielkich, nieskazitelnie gładkich, kryształowych lusterkach ale możemy wybierać tez krzywe zwierciadła. To z jakich źródeł informacji na swój temat korzystamy buduje naszą ocenę na temat samego siebie. Skoro więc to opinie innych osób wpływają na nasze myślenie o samym sobie, to dlaczego największym krytykiem jesteśmy my sami a nie oni? Bo to my wybieramy, decydujemy w co wierzyć a w co nie. To nie inni nas krytykują tylko my sami przyjmujemy ich słowa, uznajemy za prawdziwe. Wierząc w to przyznajemy im rację. Korzystamy z tych opinii do samoograniczania się.

Ludzie maja różne talenty, ja przez pół życia byłam przekonana, że jednego z nich na pewno nie mam.

Ty i śpiewanie ? No wiesz co ? przecież się do tego nie nadajesz ! – usłyszałam z troską w głosie od osoby, która niewątpliwie mi sprzyjała. Ale ja odważyłam się przejrzeć w innych lustrach i pojechałam na warsztaty chorałowe. Nie posłuchałam mamy(czasami warto). Zakneblowałam wewnętrznego krytyka i dzięki temu wydałam głos. Okazało się, że potrafię czytać nuty, śpiewać z nut, w dodatku śpiewać tak jak nigdy. Największą nagrodą i przeżyciem prawie mistycznym była możliwość stanięcia na w miejscu, które do tej pory wydawało mi się niedostępne, przed tłumem ludzi i zaśpiewać najpiękniej jak można było. Zrobiłam to !

Teraz wiem, że tym co nas ogranicza jest nasze podejście do spraw i ludzi.

Jak w 5 krokach poradzić sobie z własnym krytykiem

Krok 1 : Usłysz swojego krytyka, co dokładnie do Ciebie mówi, o czym cię przekonuje.

Krok 2: Pomyśl jaki to ma wpływ na twoje życie, co z tego masz a czego być może dzięki temu nie dostajesz.

Krok 3: Zastanów się czy istnieją inne opcje, co usłyszałbyś gdyby mówił do Ciebie twój wewnętrzny przyjaciel.

Krok 4: Sprawdź, które przekonania o samym sobie cię wspierają a które blokują.

Krok 5: Zmień przekonania o samym sobie na takie w które jesteś w stanie uwierzyć, które są zgodne z twoim systemem wartości i wybierz te które cię wspierają.

Proste ? Jeśli nie, znajdź coacha lub psychologa i przepracuj to razem z nim ! Zachęcam do pracy, warto!

Ela Krzyżaniak