Poszłam na spacer.
Tylko tyle. Ale był to spacer po ogromnym, pięknym polu golfowym – pachnącym piniami, rozciągającym się aż po horyzont.
Szłam wyznaczonymi ścieżkami. Nie dlatego, że tak trzeba, ale dlatego, że naprawdę nie chciałam dostać piłką w głowę.
I choć nie gram w golfa, coś mnie przyciągało do tej gry – nie na serio, nie dosłownie.
Po prostu… przyglądałam się z boku.
Trochę ukradkiem. Trochę nieśmiało.
Jakby to nie była gra, tylko jakaś opowieść, w której próbuję odnaleźć siebie.
Zawsze jest jakieś miejsce startu
Tee – to miejsce wybicia.
Start. Początek.
Moment, w którym zawodnik decyduje, w którą stronę i jak mocno uderzyć.
I pomyślałam sobie – przecież życie działa podobnie.
Każdy z nas ma swoje „tee”. Nie jedno. Wiele.
Takie wewnętrzne miejsce, z którego zaczyna się jakiś nowy ruch.
Nowa decyzja. Nowe “spróbuję jeszcze raz”.
Czasem to coś spektakularnego: zmiana pracy, rozstanie, podróż.
A czasem – cichy poranek po trudnej nocy, w którym pierwszy raz od dawna pytamy siebie:
„Czego naprawdę chcę?”
„Co jest moje?”
„Co dalej?”
I wtedy zaczyna się gra.
Dołek nie oznacza upadku – to punkt, do którego zmierzasz
W golfie celem jest dołek.
To tam ma trafić piłka.
Ale – co ciekawe – rzadko udaje się to za pierwszym razem.
Trzeba próbować. Czasem nie trafić. Czasem poprawić.
Czasem odnaleźć piłkę w piachu albo w trawie.
W życiu bywa podobnie.
To, co nazywamy „dołkiem”, może być miejscem, do którego naprawdę warto było trafić.
Nie po to, by tam utkwić. Ale po to, by coś zrozumieć, zatrzymać się, zmienić strategię.
Zobaczyć, że to, co wydawało się porażką, jest może właśnie punktacją za celność.
To właśnie tam odkrywamy coś o sobie. Tam porzucamy złudzenia. Tam uczymy się precyzji.
Nie chodzi o to, żeby nie zaliczyć żadnego dołka.
Chodzi o to, by nie przestać iść w jego stronę – z intencją, z uważnością, z gotowością do kolejnego uderzenia.
Bo prawda jest taka: dołki są częścią całej gry.
Bez nich – nie ma punktów.
Zaliczenie ich świadomie, uważnie i po swojemu – to właśnie droga do wygranej.
Nie w jednej rundzie. W całym życiu.
Nie musisz grać idealnie. Wystarczy, że wybierasz kierunek
Z tego spaceru zabieram ważne myśli:
Każdy ma swoje miejsce wybicia.
I każdy ma swój dołek – nie jako porażkę, ale jako cel.
Nie musisz być mistrzem od razu.
Wystarczy, że jesteś obecna i gotowa próbować dalej.
Bo życie – jak gra – nie toczy się na skróty.
Nie zawsze trafiamy od razu.
Ale jeśli wiemy, skąd ruszamy i dokąd chcemy zmierzać, to jesteśmy w grze.
Zawsze.
To, co czasem nazywamy „dołkiem”, nie musi oznaczać przegranej.
Czasem właśnie tam miałyśmy trafić – po to, żeby wygrać.
No Comment