Udział w treningu interpersonalnym bywa jak wejście do dobrze oświetlonego pokoju, w którym nagle widzimy siebie wyraźniej niż zwykle. Na marginesie dodam, że inni też zaczynają nas widzieć wyraźniej – co dla kogoś, kto buduje swój wizerunek w oparciu o profesjonalizm, jest doświadczeniem wymagającym. Ja również doświadczyłam tego momentu. A właściwie – dwóch naraz. Tego nagłego olśnienia, które przyszło po całym dniu pracy, i czegoś w rodzaju déjà vu – uczucia, że to, co właśnie się dzieje, przeżyłam już wiele razy wcześniej, tylko bez tej jasności. Może nawet odrobinę jak w starym, kreskówkowym schemacie Pomysłowego Dobromira: w pewnym momencie wewnętrzna „żarówka” po prostu się zapala.
Siedzę w pustej sali, po zakończonym dniu treningowym, i dopiero teraz widzę i rozumiem coś, co było we mnie od lat, ale wciąż umykało. Odkryłam, że moją nieuświadomioną strategią na poczucie się ważną jest wycofywanie się. Nie spektakularne, nie obrażone, nie dramatyczne. Tylko to ciche zejście z pierwszego planu: z grupy, z rozmowy, z aktywności. Delikatna, niemal niewidoczna emigracja wewnętrzna.
To paradoks, ale bardzo ludzki: chcę poczuć się zauważona, więc znikam.
Kiedy zaczęłam się temu przyglądać, zobaczyłam to bardzo wyraźnie. Wycofanie nie jest działaniem, lecz zanikiem. Wygaszaniem energii, odsuwaniem reakcji, chowaniem impulsów. Ciało zostaje, ale psychicznie staję kilka kroków za innymi, albo nawet kilka kroków za sobą. Przestaję reagować spontanicznie, a przecież zazwyczaj robię to naturalnie. Zaczynam też wyciszać mój zdrowy, merytoryczny bunt – ten, który potrafi jasno powiedzieć „nie zgadzam się”, kiedy coś narusza moje wartości albo kiedy ktoś dotyka czegoś, co buduję z uważnością i przekonaniem, jak mój własny, piękny zamek z klocków.
Dziś tego nie było. Wygasiłam i spontaniczność, i bunt, zanim zdążyłam je poczuć. I właśnie w tej ciszy, w pustej sali, przyszło to moje wewnętrzne „aha”. Najpierw jak mały komiksowy błysk nad głową, a chwilę potem jak wspomnienie – poczucie, że to déjà vu. Że ja już tak reagowałam. W dzieciństwie, dorosłości. W różnych sytuacjach. Że to nie jest przypadek, tylko wzór, który przechodził przeze mnie wiele razy.
Zastanawiam się, czy to jest mój Dorosły – czyli taki stan, w którym sprawdzam fakty, czuję spokój, szukam rozwiązań, świadomie podejmuję decyzję – czy schemat. I to jest jednak schemat. Mechanizm, który kiedyś mnie chronił, a teraz staje się automatycznym odruchem. „Wycofaj się, a nikt cię nie zrani.” „Nie pokazuj spontaniczności, to nikt jej nie odrzuci.” „Nie protestuj, to nikt nie naruszy tego, co dla ciebie ważne.”
Zrozumiałam też, że dzięki temu wycofaniu czasem czuję się na chwilę… ważniejsza. Niewidoczność daje złudzenie wyjątkowości: „gdybym chciała, mogłabym coś powiedzieć, ale nie muszę”. Tyle że ta strategia – choć elegancka i subtelna – odcina mnie od siebie samej. Zabiera żywość, reakcję, radość, stanowczość. Odsuwa moje wewnętrzne Dziecko, które potrafi się ucieszyć i potrafi się też sprzeciwić, gdy trzeba.
I właśnie to odkrycie, to moje wewnętrzne déjà vu, jest dla mnie kluczowe. Kiedy mechanizm staje się widzialny, przestaje być jedynym możliwym wyborem. Nie muszę zmieniać go jutro ani wymyślać na nowo siebie. Ale mogę zacząć zauważać ten pierwszy krok do tyłu. Mogę pozwolić sobie na jedno zdanie więcej. Odzyskiwać głos, zanim zniknie. Mogę przypominać sobie, że bunt jest czasem przejawem troski o siebie.
Praca rozwojowa trwa całe życie. I całe szczęście – bo dzięki temu takie chwile, nawet te najcichsze, mogą okazać się największymi odkryciami.
Piszę o tym, bo wycofanie jest jednym z najbardziej niedocenianych mechanizmów obronnych – działa w tle, często latami, a jednak wpływa na relacje, decyzje i to, jak sami siebie widzimy. Może ktoś, kto też czasem znika, rozpozna w tym tekście własny ruch. A wtedy pierwszy krok ku zmianie będzie już zrobiony – bo zmiana zaczyna się tam, gdzie pojawia się świadomość.
Z wdzięcznością – dla Pana, Panie Berne, i dla mojej grupy PrAT, za obecność, uważność i te chwile, które rozjaśniają więcej, niż sama potrafiłabym zobaczyć.
No Comment